wtorek, 15 maja 2012

W miejscu zamieszkania.

Mialem ten post od tygodnia w glowie. Mialem napisac o tym, jak to powroty, owszem sa fajne, ale jak masz do czego wracac, jak wiesz, ze bedzie na Ciebie czekac cieply, polski obiad i poprzypinane do zaslony, narysowane na brystolu, baloniki (tak, bylo mi wtedy bardzo milo!). Mialem napisac o tym, ze nie chce wracac, bo nie mam do czego. Mialem napisac o tym, ze mam prace, do ktorej jak nie wroce to swiat sie nie zawali, rodzina znajduje sie w Polsce, a najlepszy przyjaciel wlasnie wyszedl ze mna ze stacji metra i po dwoch tygodniach ciaglego przebywania ze soba tez chcialbym choc na chwile od niego odsapnac. Mialem napisac o tym, jak to fajnie jest byc ciagle w podrozy.

Nie napisze.

Ostatnie pare dni w Afryce zdemotywowalo mnie na tyle, ze opuszczajac dzis rano terminal numer cztery na Heathrow cieszylem sie, ze znow jestem w Londynie. I choc to nie moj dom, bo ten, przynajmniej dopoki moi rodzice nie sprzedadza mieszkania (ktos chetny?), bedzie na Bydgoskiej w Solcu Kujawskim, a miejsce tymczasowego zamieszkania, to i tak sie ciesze.

Hatton Cross, Osterley, Boston Manor... i zastanawiam sie czy mijane stacje metra to jednak Londyn...Hammersmith, o Polactwo!... Earl's Court, trzeba zarejestrowac sie na tegoroczny Imbibe...Hyde Park Corner, przypominam sobie jak donioslem Rekorderligi, siedzielismy z Mery w parku, a Hirek opowiadal kawaly o murzynach... znakomita pamiec, he?... Green Park, przesiadka... Stockwell, wysiadka... salatka, chleb i pasztet... Tylko czemu ja musze isc zaraz do pracy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz